Do USA bez wiz. W końcu, ale z pewnymi ograniczeniami.
11 listopada dla wielu był podwójnym świętem. Prócz obchodzonego corocznie Dnia Niepodległości był to również pierwszy dzień, gdy obywatele Polski mogli wjechać na terytorium USA bez wizy.
Co prawda w dalszym ciągu obowiązuje szereg restrykcji, a samo dotarcie do Stanów Zjednoczonych nie jest równoznaczne z możliwością wjazdu do kraju (stanie się tak m. in. w sytuacji, gdy urzędnicy imigracyjni ustalą, że dana osoba wcześniej przekroczyła dopuszczalny czas pobytu lub popadła w konflikt z prawem), jednak i tak mamy do czynienia z przełomem – po ponad ćwierćwieczu bezowocnych starań swobodne podróżowanie za Atlantyk staje się dla Polaków faktem (notabene – jako jednych z ostatnich w Unii Europejskiej). Czy jednak rzeczywiście mamy powody do radości? Być może, ale zdecydowanie nie tak wielkie, jak niektórym się wydaje…
Ciemniejsza strona medalu
Warto zwrócić uwagę na to, że paradoksalnie ryzyko zawrócenia na granicy będzie znacznie większe w przypadku ludzi próbujących dostać się do Ameryki na nowych zasadach, niż dla posiadaczy klasycznej wizy – w tym drugim przypadku mamy bowiem do czynienia ze wstępną weryfikacją w ambasadzie, co dla urzędnika imigracyjnego jest sygnałem, że taki turysta był już wcześniej sprawdzony przez „zaufanych” pracowników amerykańskiej administracji, a więc wpuszczenie go jest mniej „ryzykowne”.
Zasady na jakich Polacy będą mogli poruszać się po terenie Stanów Zjednoczonych również znacząco odbiegają nie tylko od tych, które znamy ze Strefy Schengen, ale również tych z innych niebędących jej częścią krajów, nie tylko Europy. Możemy m. in. zapomnieć o wwiezieniu na teren państwa gospodarza jakiejkolwiek żywności przywiezionej z Polski, a przekroczenie terminu pobytu lub nieopłacenie mandatu może skutkować wyrzuceniem z jego terytorium oraz brakiem możliwości powtórnego przyjazdu, nawet w przypadku ubiegania się o klasyczną wizę.
Ponadto pojęcie „ruchu bezwizowego” jest starannie pielęgnowanym, ale mocno marketingowym zagraniem, nie do końca pokrywającym się z rzeczywistością. Czy dokładniej – zawierającym pewne niedomówienia, bo bez wiz do USA będą mogli wyjeżdżać jedynie polscy turyści – osoby m. in. zainteresowane pobytem trwającym dłużej niż trzy miesiące, czy podjęciem pracy zarobkowej (nawet w ramach np. koncertu, czy występu artystycznego) w dalszym ciągu będą musiały ubiegać się o wydanie wizy.
Przyjaźń, czy biznes?
Co ważne, wbrew przekazowi niektórych mediów, zniesienie wiz nie jest rezultatem doskonałych relacji, czy rzekomo wielkiej sympatii jaką Amerykanie darzą Polaków. To po prostu efekt chłodnej kalkulacji. Prócz profitów jakich strona amerykańska oczekuje w związku ze zwiększeniem ruchu turystycznego z Polski były to również prawdopodobnie „inne korzyści polityczne” ze strony polskiego rządu. Jakie? Tego pewnie prędko się nie dowiemy. Część komentatorów spekuluje, że może chodzić przede wszystkim o obecne i przyszły kontrakty na dostawy uzbrojenia dla Wojska Polskiego, zawierane na – delikatnie rzecz ujmując – umiarkowanie korzystnych dla polskiej strony warunkach.
I na koniec jeszcze jedna istotna kwestia, o której większość radujących się z powodu przełomu w polsko-amerykańskich relacjach zapomniała – jeżeli z jakiegoś powodu Amerykanom ruch wizowy dla Polaków przestanie się opłacać, to z całą pewnością z niego zrezygnują. A to znaczy, że za jakiś czas znowu możemy wrócić do punktu wyjścia…